|
08.05.2007 r., Słupsk
Kłusownicy z powiatu słupskiego nie mają litości dla ryb. Ich łupem padły w ostatnich dniach wszystkie trocie wyposażone w specjalne nadajniki śledzące ruch ryb, łącznie 25 sztuk.
Jeden taki nadajnik kosztuje kilkaset złotych. Niestety, obecnie nie można dotrzeć do sprawców po sygnale wysyłanym przez urządzenia, bo te zostały zniszczone.
Mimo patroli Społecznej Straży Rybackiej, policyjnych i zmasowanej ochrony wód Słupi, królowej rzek trociowatych i łososiowatych w Polsce, praktycznie codziennie dochodzi nad tą rzeką do kaźni ryb. Podobnie jest w jej dopływach, m.in. w Skotawie. Ta malownicza, kręta rzeczka jest największym tarliskiem troci i łososi. Ryby mają do dyspozycji jedynie dwukilometrowy odcinek, od ujścia do elektrowni w Skarszewie. - Mimo że to tylko dwa kilometry, są tu setki gniazd tarłowych - opowiada Marcin Miller z Parku Krajobrazowego Dolina Słupi. - Ryby mają wręcz idealne warunki do rozrodu. Dno jest kamieniste, a właśnie w takim składają ikrę.
Dodatkowym orężem w walce z kłusownikami były specjalne nadajniki wszczepione rybom. Pracownicy parku w chipy wyposażyli 25 ryb. - Miały pokazywać, jak i którędy ryba migruje - twierdzi Miller. - W ubiegłym roku kłusownicy zabili ponad połowę tych ryb. Do niektórych osób dotarliśmy.
Strażnicy znaleźli nadajniki na podwórku domku przy ul. Krajewskiego w Słupsku, w Redzikowie oraz w Skarszewie. Sprawy są już w toku. Kłusownikami zajmie się sąd. To jednak nie odstrasza innych. Jeden z mieszkańców Skarszewa był łapany na kłusowaniu aż 16 razy! - Teraz wybili resztę ryb z nadajnikami, a urządzenia zniszczyli, gdy dowiedzieli się, że po sygnale nadawanym przez nie, można ich namierzyć - dodaje Teodor Rudnik, prezes słupskiego okręgu Polskiego Związku Wędkarskiego. - W innym przypadku znaleźlibyśmy choć martwą rybę.
Tekst: Marcin Kamiński
Źródło: POLSKA Dziennik Bałtycki
Gry, tapety, aplikacje, polifonia i... wszystko na komórkę kliknij tutaj>>>
|